Enduro zawody
Każde zdarzenie ma swoje konsekwencje. Bezpośrednie i długofalowe. Wydarzenia drastyczne bywają powodem do zmiany priorytetów.
W przedostatnim dniu kwietnia 2022 roku doznałem kontuzji barku. W dosyć kuriozalnych okolicznościach biorąc pod uwagę to, jak jeździłem w górach na co dzień. Zwichnąłem ramię (ze znacznym przemieszczeniem), złamałem guzek większy kości ramiennej, uszkodziłem stożek rotatorów, naderwałem mięsień podłopatkowy i doznałem uszkodzenia obrąbka stawu ramiennego typu SLAP.
Kontuzja okazała się na tyle poważna, że na rehabilitację musiałem poświęcić aż 11 miesięcy. Początkowo liczyłem na szybki powrót na rower. Z biegiem czasu, w obliczu nieustępującego bólu mój optymizm gasł. Zimą był czas, gdy prawie porzuciłem nadzieje na powrót do sprawności. Godziłem się z myślą o rozstaniu z kolarstwem i większością innych sportów. Tutaj jest dobre miejsce, by podziękować mojemu fizjoterapeucie Dawidowi (w razie potrzeby mam namiary). Za jego upór i ciągnięcie mnie za uszy w drodze do sprawności. Za czas, który mi poświęcił. Dzięki Dawidowi i wykonaniu dużej pracy w trakcie rehabilitacji wróciłem do takiej sprawności, która pozwala mi na haratanie na podobnym poziomie jak przed kontuzją.
Ciało doszło do wystarczającej sprawności. Pewien zakres ruchu kontuzjowanego ramienia pozostanie dla mnie niedostępny, a o rotacji wewnętrznej mogę już tylko myśleć. Bałem się o głowę. O to, jaki ślad w psychice zostawiła ta kontuzja. Okazało się, że po dwóch wyjazdach w górach i kilku na gravelu w okolicach Wrocławia, wszystko wróciło do mojej normy.
Zastanawiam się tylko nad startem w zawodach.
Uwielbiam to. Treningi przed zawodami, dzień startowy, same zawody. Atmosfera zawsze jest świetna. A presja wyniku powoduje, że daję z siebie trochę więcej niż w czasie zwykłych jazd.
I tu jest clou. To przekraczanie moich granic. Próba agresywniejszej (niż normalnie) jazdy czasem kończy się niezamierzonym kontaktem z drzewem, ściółką leśną lub innym elementem krajobrazu. A taki gwałtowny kontakt mojego prawego ramienia z naturą prawie na pewno skończy się na sali operacyjnej. O ile samej operacji szczególnie się nie boję, to na myśl o ponownej rehabilitacji ręce same zaciskają klamki hamulców.
A skoro zwalniam choć wiem że to nie jest optymalne, to sens startu w zawodach jest dla mnie dużo mniejszy. I nie mam na myśli walki o bycie w czołówce. Zależy mi na przekraczaniu własnych barier, o dawanie z siebie 110%.
Gdy byłem już bliski podjęcia decyzji o odpuszczeniu startów w moje ręce wpadł katalog ze zdjęciami z zawodów w których startowałem przez ostatnie lata (część zawartości jest w galerii powyżej). Wróciły wspomnienia. Decyzja znów nie jest łatwa. Decyzję chyba podejmę spontanicznie. Na razie pracuję nad odzyskaniem formy, może na zawodach się przyda. Rok przerwy to jednak dużo.